Klątwa niedokończonego kadru
Podobno istnieją stare domy, w których straszy. Są też takie miejsca, w których w niewyjaśnionych okolicznościach bezpowrotnie znikają statki i samoloty. Niektórzy sądzą, że to wynik rzuconego uroku, jakiejś klątwy. Fotografia również ma własną klątwę. To klątwa niedokończonego kadru.
Z pewnością spotkałeś się już nie raz z pojęciem decydującego momentu w fotografii. Powstało ono około 1952 roku, a jego popularyzatorem był Henri Cartier-Bresson, francuski fotograf, który uważany jest za ojca fotoreportażu oraz fotografii ulicznej. Swoją drogą, jeśli nie znasz twórczości Cartier-Bressona, to koniecznie musisz to nadrobić. Najlepiej właśnie w tej chwili.
Ale wracając do decydującego momentu. Według Cartier-Bressona:
Spójrzcie na mój dzisiejszy kadr.
O czym opowiada? To historia zabawy moich synów. Pewnego letniego wieczora grali w ping ponga na stole w jadalni. Było przy tym mnóstwo śmiechu i emocji. A ja próbowałam te emocje uchwycić na zdjęciu.
Pamiętam, jak na forum pierwszego semestru Uniwersytetu Akademii Fotografii Dziecięcej skomentowała to zdjęcie instruktorka, Kasia Chaciewicz:
To jest właśnie idealny przykład klątwy niedokończonego kadru.
Fantastyczny moment, tylko kluczowego elementu w kadrze brak.
Wiesz, co miała na myśli Kasia? Przecież są emocje, światło jest trudne, ale podkreśla bohaterów, kadr jest podzielony na plany, które nadają mu głębi, konwersja do czerni i bieli także wydaje się być poprawna…
Otóż do zamknięcia całości brakuje jednego, malusieńkiego elementu. Piłeczki, która uciekła z kadru. Po prostu spóźniłam się z decydującym momentem.
W ten właśnie sposób poznałam, czym jest klątwa niedokończonego kadru.
Podsumowując, budowanie kompletnej historii za pomocą jednego zdjęcia jest trudne. Ale nie niemożliwe. Dbaj o to, aby Twoje kadry chwytały decydujący moment oraz opowiadały pełną historię. Ze wszystkimi ważnymi szczegółami. Ale niczym więcej. Innymi słowy, bez zbędnych elementów, których w kadrze nie potrzebujesz.